s.główna

Nr 41       16 października 2020

autoRPortret

GrzegorzGortat  

(1957 - *), pisarz

* Uzupełnić post factum

CZY SZEKSPIR POWINIEN SIĘ ŻENIĆ


W grudniu 1582 roku Szekspir poślubia Anne Hathaway, która nosi już w łonie jego dziecko. Willie ma zaledwie 18 lat, jego wybranka jest osiem lat starsza. Małżeństwo z miłości czy konieczność? Nim miną trzy lata, młody William jest już ojcem trójki dzieci. Żeby utrzymać liczną rodzinę, imać się musi różnych zajęć. Puśćmy wodze fantazji: troje dzieci na głowie, swarliwa żona utyskująca na męża-niezgułę, ciągły brak pieniędzy. Czy w takich warunkach muza poezji może rozwinąć skrzydła? William odfruwa do Londynu.


Mamy rok 1587, William jest w Londynie postacią nieznaną. Zanim dostąpi zaszczytu występowania z własnymi dramatami przed królową, czeka go długa droga. W tym czasie teatralny Londyn ma już swojego idola. Jest nim Christopher Marlowe. Marlowe jest rówieśnikiem Szekspira, ale więcej ich dzieli niż łączy. William zakończył szkolną edukację na ośmiu klasach, Christopher uzyskał w Cambridge tytuł magistra. Christopher ma wpływowych przyjaciół, William dopiero usilnie zabiega o protektorów. W osobie Marlowe’a zyskał życzliwego mentora. Marlowe zapewne pomagał rówieśnikowi z prowincji w pisaniu pierwszych sztuk. Szekspir szybko się uczy. Jak o nim wówczas mówiono: „ma umysł jak gąbka”.


Tymczasem w 1593 roku gwiazda Marlowe’a niespodziewanie gaśnie. Autor Tragicznych dziejów doktora Fausta kończy życie niemal równie dramatycznie jak bohater jego tragedii. Kiedy ze sceny znika Marlowe, przez współczesnych nazywany „najświatlejszym umysłem epoki” i „kochankiem muz”, Szekspir jest już znanym dramatopisarzem. Nie sposób zweryfikować twierdzenia zwolenników Marlowe’a, że dopiero po śmierci swego wielkiego rówieśnika mógł Szekspir naprawdę się wybić. Jednak podążając nadal „alternatywną ścieżką”, zadajmy sobie pytanie, czy część zasług nie należy się jego żonie-sekutnicy. Być może gdyby nie ona, przyszły autor Poskromienia złośnicy nie wyruszyłby pewnego dnia do Londynu.

PO GODZINACH


Sztuka Uli Cy, albo z przymrużeniem oka…


Na początku było… Nie od rzeczy będzie przypomnieć, że w przypadku Uli Cy na początku było „jajko”. Reprodukowana tutaj, pierwsza z udokumentowanych prac artystki, zasługuje na przypomnienie nie tylko jako „kamień milowy na jej artystycznej drodze” („Washington Post”), ale również jako reprezentatywny przykład obranego stylu, „kładącego nacisk na maksymalną prostotę użytych środków i czytelność przekazu” („Le Monde”). Gwoli prawdy, z ową „czytelnością przekazu” różnie bywało. Pracę otwierającą cykl „Jajko” brały na swe sztandary zadeklarowane feministki, jak i maskuliniści oraz członkowie gangów motocyklowych, tym samym potwierdzając dewizę Uli Cy, że „interpretacja dzieła sztuki należy do interpretującego”. (Ula Cy, Dziennik na nowe tysiąclecie, Crescent Moon Publishing).


PIĄTKI Z PIĘTASZKIEM


Robinson i grzech pierworodny

Mój poczciwy Robinson dopadł mnie niespodzianie, kiedym, korzystając z fali przypływu, w morzu zażywał kąpieli.

„Grzech” – powiedział dziwnie piskliwie i wskazujący palec podniósł groźnym gestem, brudnym paznokciem mierząc we mnie.

Wynurzyłem się z morskiej toni, pod palącym spojrzeniem Robinsona okrywając dłońmi nagie przyrodzenie.

„Grzech na cały ród ludzki! – syknął donośniej. – W brudzie się rodzimy i w brudzie umieramy”.

Wiatr powiał w moją stronę, przynosząc odór kaftana z koziej skóry i skrytego pod nim ciała, które Robinson tylko w napadach rzadkiego szaleństwa zmusza do kąpieli. Zamiast ugryźć się w język, odwarknąłem:

„Przed śmiercią nie zawadzi choć raz wziąć porządną kąpiel!”.

„W wodzie chrztu, grzeszny Piętaszku! Żadna inna z grzechu pierworodnego cię nie obmyje”.

„Szczęście prawdziwe, że urodziłem się z dala od twojej chrześcijańskiej Anglii”.

„Durny Piętaszku, od skazy grzechu pierworodnego żaden naród i żaden człowiek nie jest wolny”.

„Jakże to?”.

„Wszyscy od jednych rodziców pochodzimy”.

„Anglicy, Francuzi, Hiszpanie – a nawet dzicy Salamakowie?”.

„Żydzi, Murzyni, muzułmanie oraz, niestety, także i papiści”.

„Straszny w tym waszym niebie mętlik musi panować”.

Nasrożył się i huknął:

„Co też po głowie ci chodzi?”.

„Upchać ich wszystkich do jednego worka? I to na całą wieczność? Toż to gorzej, niż gdyby węża, małpę i psa zamknąć w jednej klatce”.


Robinson uśmiechnął się dobrotliwie.

„Nasz dobry Bóg o wszystkim pomyślał. Na zbawienie i niebo, Piętaszku, trzeba sobie zasłużyć. Muzułmanin, Żyd, Murzyn i papista, jeśli zgubnej wiary się nie wyrzekną i wodą chrztu grzechu pierworodnego nie zmyją, nieba nie zaznają”.

„Kamień spadł mi z serca – odezwałem się kpiąco. – Wolałbym mieć chyba dzikiego Salamaka za sąsiada niż papistę”.

Pogroził mi palcem:

„Porzuć pychę. Nawet papista dostąpi zbawienia, byle na prawdziwą wiarę się nawrócił”.

„W przeciwnym razie?”.

„Niech się smaży po wsze czasy w swym papistowskim piekle!”.

„Chyba pojąłem, panie – rzekłem i, robiąc tajemniczą minę, przywołałem Robinsona do siebie. Kiedy podszedł, chwyciłem go za kaftan i wciągnąłem do wody, wołając: - Może wiarę jest zmienić równie łatwo, jak hycając z wyspy na wyspę. Ale kogoś, kto rozsiewa taki fetor, nawet do kotła Salamaków by nie wpuścili!”.



Jak się zapisać do grupy odbiorców newslettera? Proszę wysłać „tak” na adres: grzegorzgortat@gmail.com.
Aby zrezygnować z prenumeraty, wystarczy wysłać „nie”. Na ten sam adres proszę kierować wszelkie pytania i uwagi.